St. Dłuskiemu
W pociągu, którym jedziemy do Międzygórza
czytam Jeśli Boga nie ma… Kołakowskiego,
w której optymistyczne tezy równoważą racje
przemawiające za nieistnieniem.
Przerywam czytanie i spoglądam na ciebie,
siedzącą naprzeciw, która, odrywając wzrok od mijanych pól
i dróg nieporośniętych ludzkimi sylwetkami,
przenosisz na mnie spojrzenie, łagodne,
jakby mech porastał kamień. Uśmiechasz się.
Uśmiechają się twoje oczy, rozświetlając przedział,
powoli żegnający się z dniem. Są duże,
jakby wpadający przez nie świat miał wypełnić miejsce
po dawnym ja, dojrzałym do drugoplanowej roli.
Jest pora zmierzchu. Jeśli nie istnieje Jedno, nie istnieje nic,
rzuca na odchodne Platon w stronę Ludwika,
który zapisując na fiszce siódmą tezę z Traktatu
odchodzi w głąb wieczoru nie wypowiadając słowa.
Do przedziału wdziera się mrok, który rozpraszają
wschodzące księżyce twoich oczu, jaśniejące
nie swoim światłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz